niedziela, 12 maja 2013

Dont ju stjupit, ajm e lejdi

Jestem beznadziejna. Doszłam do takiego wniosku po przedwczorajszym dniu, gdzie obraziłam połowę osób w mojej szkole, wytykając im idiotyzm, ja, taka zajebiście kurwa inteligentna. Brak jakichkolwiek, choć najmniejszych zahamowań, by nie wytykać ludziom błędów, podkreślając jakimi są debilami już nie raz sprawił, że zaczęłam myśleć o swojej nieszczęsnej, żałosnej postaci. Kimże jestem, że mogę kogokolwiek oceniać? Tchórzem, który zamiast pogadać o swoich zmartwieniach, żalach, rozterkach z ludźmi, ukrywa się pod żałosnym pseudonimem na żałosnym blogu w żałosnym Internecie. Tak mogę obecnie skomentować moje życie, w żaden inny sposób nie. I jeszcze jak jasna cholera się boję, że odkryje tego bloga ktoś z mojej klasy/szkoły. Taka jestem właśnie nad wyraz bystra, że boję się reakcji ludzi, którzy są dla mnie niczym tępe gówno. Nie wiem kiedy zaczęłam ich tak traktować. Jak? Jako bandę głupiego społeczeństwa dla których liczą się tylko conversy, vansy, adidasy, ajermaxy i jeżeli nie masz w.w gadżetów to jesteś nikim. Pustką, zerem, kupą, szmatą. Nie chcę tu powiedzieć, że posiadanie conversów jest złe, bo sama je w sumie mam, ale ocenianie ludzi przez pryzmat marki jest złe. Po prostu. Nie będę szukała tu Bóg wie jakich przymiotników skoro to słowo wyraża to tak dobitnie. Zresztą, skończę ten temat, bo inni też mają uczucia, czego chyba ostatnio nie zauważam. Łoteva.

Pisze właśnie swoje CV i list motywacyjny na wos (genialny pomysł, serdecznie Pani gratuluję!) i patrząc na gotowe dzieło, nie mogłabym pewnie nawet siedzieć w miejskim kibelku i kasować od podróżnych złotówki za siku i dwóch za kupę. HEHE, co ja zrobię ze swoim życiem dalej. Wybrałam sobie trzy licea, jestem z siebie dumna. Marzy mi się V, wiem, że pewnie nikt nie czai gdzie to, ale nie ważne. Sporo punkciorków potrzeba, więc nie wiem, czy się dostanę. Czuję, że bardziej nie, ale mama na mnie krzyczy, żebym przestała gdakać i się ogarnęła, więc załóżmy, że tego w ogóle nie było.

Byłam z piątku na sobotę w kinie na wszystkich częściach Iron man i cholernie mi się podobało. Bardzo fajny film, mimo, że nie lubię robotyki i tego typu produkcji. Polecam!

Oprócz tego mam za sobą wycieczkę z moją szanowną klasą, która mnie rozczarowała (w sensie klasa), bo po raz kolejny wszyscy się z zjarali. Młodzież XXI, pozdrawiam. Po wycieczce uświadomiłam sobie, że mam absolutny lęk wysokości (dowód? nawet nie weszłam na połowę drabiny do toru przeszkód w parku linowym), zimno mnie nie przeraża i potrafię się kąpać w wodzie o -5 stopniach C, nie jestem aż taka gruba, jak mi się wydaję, umiem nawiązywać w miarę logiczny kontakt z ludźmi oraz moje ulubione - mam cholerny bałagan w uczuciach i absolutnie brak pomysłu na to, jak się go pozbyć.

Przepraszam za ten dzisiejszy misz masz, ale w moim życiu ostatnio nie dzieję się nic ciekawego i inspirującego, by wystukać coś tutaj. Mam nadzieję, że z czasem się ogarnę, a cała reszta wyprostuję się sama. Do napisanka! :*